poniedziałek, 18 kwietnia 2016

NOWY MODEL DIAGNOZOWANIA I LECZENIA NA BÓL

Chyba wszyscy zgodzimy się co do tego, że wgniecione drzwi nie uniemożliwiają jazdy samochodem. Niemożność ruszenia z miejsca jest objawem – i to właśnie objawom musimy się przyjrzeć, żeby poznać prawdziwą przyczynę problemu. Nie znam mechanika, który za taką  
przyczynę uznałby poobijane drzwi. Widząc, że samochód nie chce ruszyć z miejsca, każdy fachowiec od razu spojrzałby na opony. Kiedy przełożymy ten model logiczny na diagnozowanie, absurdem wydaje się, że medycyna przykłada wagę wyłącznie do odpowiednika drzwi w samochodzie.

   Właśnie to wyróżnia metodę Yassa na tle innych metod leczenia: analiza ogólnego stanu zdrowia, a nie tylko zaburzeń strukturalnych. Ale zanim przejdziemy do szczegółów, powróćmy raz jeszcze do znanej już metafory. Wyobraźmy sobie, że samochód – z wgniecionymi drzwiami – stoi na ulicy. Wsiadamy, przekręcamy kluczyk w stacyjce, ale silnik nie zapala. Także w tym przypadku nie powinniśmy podejrzewać drzwi, bo logika podpowiada, że rozładował się nam akumulator. Zauważamy tu wyraźną korelację między objawem (samochód nie zapala) a przyczyną (rozładowany akumulator). Drzwi nie mają tu nic do rzeczy!
Nie twierdzę, że obtłuczone drzwi nie narobią nam kłopotów. Ale jeśli się nad tym zastanowić, to te kłopoty ograniczą się do samych drzwi, np. niemożności ich otworzenia i dostania się do środka pojazdu.

   W tym ostatnim przykładzie objawy wskazują, że przyczyną problemu są wgniecione drzwi. Jednak w dwóch poprzednich moglibyśmy wydać na blacharkę tysiące złotych, a samochód i tak by nie ruszył, czy to z powodu braku powietrza w oponach, czy rozładowanego akumulatora.

   To samo tyczy się naszego ciała. Przepuklina, artretyzm, zerwana łąkotka – odpowiadające wgniecionym drzwiom – niekoniecznie wywołują ból, który odczuwamy. Wróćmy na chwilę do pierwszych cytowanych przeze mnie badań (opublikowanych w „The New England Journal of Medicine”), w których wykazano brak związku między diagnozą opartą na RM a bólem. Naukowcy biorący w nich udział wykonali obrazowanie również pacjentom, którzy nie skarżyli się na bóle. Okazało się, że u ok. 70% z nich stwierdzono przepuklinę albo uwypuklenie krążków kręgowych. To bez wątpienia zdumiewające odkrycie, któremu warto poświęcić uwagę. Skoro ok. 70% osób miało przepuklinę lub uwypuklenie dysku, to możemy założyć, że u ok. 70% pacjentów skarżących się na ból jego źródłem nie jest żaden z wymienionych tu problemów zdrowotnych. Oddajmy głos autorom badań, którzy w podsumowaniu napisali: „U wielu pacjentów nieskarżących się na ból obrazowanie odcinka lędźwiowego kręgosłupa metodą rezonansu magnetycznego wykazało wypukłości, ale nie przepuklinę. Biorąc pod uwagę powszechność tej diagnozy – oraz bólu odcinka lędźwiowego – fakt występowania owych wypukłości może nie mieć związku z bólem”.

   Jak już wspominałem, ok. 90% pacjentów, których leczyłem, trafiło do mnie z powodu błędnej diagnozy, co z kolei było efektem stosowania obecnie przyjętego modelu leczenia. Dziewięćdziesiąt procent! Czyste szaleństwo. Znalazły się wśród nich osoby, które trafiły do szpitala z powodu silnego bólu w pośladkach. Po wykonaniu RM stwierdzono u nich stenozę. Kiedy po wypisaniu ze szpitala odwiedzali mój gabinet, stosując metodę Yassa dochodziłem do wniosku, że źródła bólu należy szukać w skurczach mięśni. Wystarczyło zaledwie kilka zabiegów, żeby pacjent uwolnił się od bólu i odzyskał zdolność swobodnego poruszania się.

   Analizując objawy i wyniki prostych badań – więcej na ich temat w kolejnym rozdziale – składam w całość elementy układanki, uzyskując pełny obraz problemu. Nie można wykluczyć, że to właśnie zaburzenia strukturalne są źródłem bólu, ale wpierw powinniśmy ustalić kilka faktów. W większości przypadków, z którymi miałem styczność, okazało się, że winne było zaburzenie równowagi mięśniowej albo osłabienie, a nie deformacja.
Kiedy trafia do mnie nowy pacjent, ignoruję wcześniej wykonane badania i pytam o zdolności ruchowe, miejsce odczuwania bólu, o to, co ten ból pogarsza albo łagodzi i czy w życiu pacjenta zdarzyło się coś, co mogło wywołać dane objawy.

   Następnie do puli zebranych informacji dodaję wyniki prostych badań dotyczących zakresu ruchu pacjenta, elastyczności i funkcji jego ciała, a także postawy, żeby ostatecznie ustalić przyczynę bólu. Jeśli diagnoza wskazuje na problem strukturalny, zachęcam pacjenta do poddania się badaniu rezonansem magnetycznym lub wykonaniu zdjęcia rentgenowskiego, które potwierdziłyby moje przypuszczenia. Gdybym jednak doszedł do wniosku, że problemem jest zaburzenie równowagi albo osłabienie mięśni, to żadne dodatkowe testy nie przyczynią się do poprawienia tej sytuacji. Tylko właściwa interpretacja objawów wskaże nam ich przyczynę.

jeśli problem tkwi w mięśniach, można dużo zrobić, nie uciekając się przy tym do zabiegów chirurgicznych ani przyjmowania leków. W drugiej części książki wytłumaczę, co dokładnie mam na myśli.