CZYM
JEST BÓL?
Cały poradnik tu: Receptana ból. Jak diagnozować i leczyć chroniczny ból bez interwencji chirurgicznej>>>
Zanim wytłumaczę, jak problem bólu jest
postrzegany przez współczesną medycynę, wpierw powinniśmy zrozumieć, czym ból
w zasadzie jest. Mówiąc najprościej: ból to sygnał, który wysyła nasze
ciało, żeby poinformować o jakiejś niedogodności i tym samym
umożliwić jej rozwiązanie. Agencja Badań nad Opieką Społeczną (Agency for
Healthcare Research and Quality) podlegająca amerykańskiemu Ministerstwu
Zdrowia i Pomocy Społecznej (Department of Health and Human Services)
definiuje ból jako „nieprzyjemne uczucie informujące, że coś złego dzieje się
z ciałem. Uczucie bólu jest metodą ostrzegania mózgu o zagrożeniu”.
Innymi słowy, mówiąc o bólu, mamy na myśli komunikat wskazujący na jakiś
problem.
A teraz nieco bardziej szczegółowo: narażona
na niebezpieczeństwo tkanka wysyła sygnał odbierany przez nocyceptory
(receptory bólowe), które przekazują go do mózgu, ten zaś przekłada otrzymaną
informację na uczucie bólu.
Wiele osób wychodzi z błędnego
założenia, że źródłem bólu są nerwy i to na nich trzeba się skupić,
rozwiązując problem. Tak wydaje się większości moich pacjentów – ale ich
rozumowanie jest błędne. Najwięcej receptorów bólu znajdziemy w tkance
łącznej, która występuje w każdej tkance i w każdym narządzie, zwykle
łącząc się z jego tkanką i odbierając informacje o jego
kondycji. Kiedy pojawia się problem, tkanka łączna wysyła do mózgu informację
o bólu. Mówiąc wprost: tak, źródłem bólu mogą być też nerwy, ale sygnały
ostrzegawcze może wysyłać większość tkanek ludzkiego ciała. W przypadku
kamieni nerkowych, ataku serca, problemów żołądkowych czy skaleczenia problem
komunikują nerka, serce, żołądek i skóra, wykorzystując do tego receptory
bólu w tkance łącznej otaczającej komórki, z których są zbudowane
pozostałe tkanki. Również mięśnie mogą sygnalizować ból. Kiedy dochodzi do
zawału, źródłem bólu nie są nerwy – im nic nie dolega – a sam narząd.
Nerwy pełnią tu tylko funkcję pośrednika między organem wewnętrznym
a mózgiem. Problemy z sercem często objawiają się bólem lewego ramienia
– który nie ma nic wspólnego z nerwami.
Dr
Ginevra L. Liptan napisała fantastyczny artykuł, w którym skupia się na
roli receptorów bólu w tkance łącznej (dokładniej zaś na powięzi
i bólu wywołanym przez fibromialgię). Pisze: „Do sensytyzacji ośrodkowej
(uwrażliwienia) dochodzi w sytuacji długotrwałego komunikowania bólu przez
receptory, co prowadzi do podwyższonej wrażliwości neuronów rogów tylnych
rdzenia kręgowego. W stanie pobudzenia neurony rdzenia kręgowego cechuje
podwyższone wyczulenie na szkodliwe rodzaje stymulacji, a nawet takie,
które wcześniej traktowano jako niegroźne... Po prawdzie obwodowe drogi
przewodzenia w mięśniach, z których większość skupia się
w powięzi, w znacznym stopniu potęgują sensytyzację ośrodkową”.
Tłumacząc to z języka naukowego na bardziej zrozumiały, można powiedzieć,
że autorka dowodzi, iż ból powiązany z fibromialgią niekoniecznie wyniz zaburzeń
układu nerwowego, a raczej z silnej sensytyzacji receptorów bólu
otaczających mięsień, w sytuacji kiedy, upraszczając, każdy rodzaj stymulacji
pobudza receptor.
Niestety we współczesnych terapiach walki
z bólem nie bierze się pod uwagę faktu, że może go komunikować każda
tkanka organizmu. Kiedy przyczyna bólu wydaje się oczywista – jak to bywa
w przypadku złamań czy ataku serca – diagnoza jest tylko formalnością.
Jeśli jednak bólu nie da się powiązać z konkretnym zdarzeniem czy
uszkodzeniem tkanki w wyniku wypadku, badania mające określić przyczynę
bólu skupiają się zwykle na odchyleniach strukturalnych, które mogły
oddziaływać na nerwy. Zazwyczaj używa się do tego celu obrazowania metodą
rezonansu magnetycznego i prześwietleń, za których pośrednictwem lekarz
szuka napięć w mięśniach będących efektem przepukliny albo stenozy
w karku/plecach. Chroniczny ból w różnych częściach ciała (zwłaszcza
gdy dotyczy kończyn) klasyfikuje się jako „neuropatię” – strukturalne uszkodzenie
nerwów – której źródła należy szukać w kręgosłupie. To samo tyczy się
innych objawów: mrowienia, pieczenia i odrętwienia.
W rzeczywistości ból pozasystemowy, czyli
taki, którego nie wywołała choroba (nowotwór, kamienie nerkowe, zespół jelita
drażliwego itp.), może mieć swoje źródło w różnych miejscach: mięśniach
lub układzie nerwowym, albo mieć charakter strukturalny. We współczesnej
służbie zdrowia nie wyodrębniła się jednak specjalizacja, która pozwalałaby
dookreślić, gdzie powinniśmy szukać problemu oraz która tkanka emituje sygnał
o bólu. Wyodrębniło się ok. 15 różnych specjalizacji skupiających się na
bólu i jego leczeniu, że wspomnę tylko o neurologii, ortopedii, reumatologii,
psychiatrii, podologii, fizjoterapii, chiropraktyce i akupunkturze. Ale
lekarze specjalizujący się w tych działach medycyny patrzą na problem
wyłącznie z perspektywy doświadczeń i wiedzy pochodzącej z ich
własnego podwórka. Nie postrzegają go w szerszej perspektywie, co
pozwoliłoby im zidentyfikować prawdziwą przyczynę bólu.
Chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę
z faktu, że odwiedzając każdego z tych specjalistów, usłyszelibyśmy
rozbieżne czy wręcz sprzeczne ze sobą diagnozy. Jak to zwykłem mówić: „chirurg
zawsze zaleca operację”. Dzieje się tak dlatego, że chirurdzy zostali
przeszkoleni, żeby poszukiwać rozwiązania przez pryzmat chirurgii. Na tym się
znają. I żebym nie został źle zrozumiany – nie jest to bynajmniej zarzut
pod adresem lekarzy, ale systemu, który pozwala na to, aby zagadnienie bólu
orbitowało na granicy innych dziedzin medycyny, pozbawione własnej
specjalizacji.
To, że obecna służba zdrowia nie radzi sobie
z problem zdrowia, jest wypadkową dwóch czynników: powstania systemu opierającego
się na rozdzieleniu specjalizacji cechujących się częściowym zrozumieniem
problemu bólu oraz nieefektywnych metod jego diagnozowania – o czym więcej
piszę w następnym rozdziale.
Na szczęście ta sytuacja zaczyna ulegać
zmianie.